top of page

Migawki sierpniowe - czyli zupełnie zwyczajne lato, które zapamiętam na zawsze.

  • Zdjęcie autora: Agnieszka
    Agnieszka
  • 31 sie
  • 8 minut(y) czytania

MIGAWKI SIERPNIOWE / LIFESTYLE / PODRÓŻE / SZTUKA I ARCHITEKTURA


bloger



Podobno z wiekiem lata lecą coraz szybciej - i na pewno coś w tym jest. Jednocześnie zaryzykuję stwierdzenie, że... to wcale nie dotyczy wakacji - a przynajmniej, nie odkąd człowiek przestaje chodzić do szkoły. Nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, a może wcale nie - i Wy również doświadczyliście błogiego uczucia, że lipcowe i sierpniowe dni w jakiś magiczny sposób zwalniają - i już wcale nie przelatują nam przez palce, a zamiast tego snują się, jakby trochę bez celu, leniwie, niespiesznie i beztrosko. Mnie takie uczucie towarzyszy praktycznie odkąd skończyłam studia - i nie do końca wiem jak to się stało, ale powiem Wam jedno: na pewno ma to jakiś związek pokochaniem jesieni, a jeszcze bardziej z... docenianiem chwili i życiem "tu i teraz". I o ile do tej pierwszej sprawy może mi być trudniej Was namówić (choć to nieprawda, że "jesieniarą" trzeba się urodzić - sprawdzone info), o tyle druga wydaje mi się naprawdę warta wiercenia dziury w brzuchu, bo... zmienia dużo, o ile nie wszystko :) Ale dziś nie o tym.


To lato jest dla mnie szczególne nie tylko dlatego, że spełniłam swoje marzenie o kawałku swojej blogowej przestrzeni w Internecie, ale również dlatego, że... było proste i zwyczajne. I choć nie było pełne słońca, to jednak pełne przeciągających się do południa śniadań, okraszonych rozmowami przy cappuccino (jak ja to uwielbiam, to nie macie pojęcia). Tego lata znalazło się miejsce na spotkania z rodziną i przyjaciółmi, dobre jedzenie, planszówki, kino i urodziny w towarzystwie bliskich osób. Spędziliśmy też kilka dni nad morzem, czyli wszystko to, co kocham - i czego potrzebuję, żeby bez żalu pożegnać sielankowe letnie dni, a powitać długie i romantyczne wieczory - i tak, wiem, że jeszcze chwilę, ale daję tylko sygnał, że jestem gotowa! ;) Wy też?



JAK TY TO WSZYSTKO OGARNIASZ?

Jakiś czas temu mówiłam Wam, że zostałam zapytana o to przez jedną z koleżanek i... szczerze się roześmiałam. Część z Was śledziła zabawne relacje na Instagramie, wrzucane przez cały dzień, których celem było pokazanie... jak właśnie "ogarniam" ;) Cel był oczywiście taki, żeby Was trochę rozbawić, ale chciałam przez to również powiedzieć coś ważnego. Coś, co może dla wielu z Was jest oczywiste. Dla mnie nie zawsze, bo czasami muszę sobie to przypominać (jak chyba większość kobiet). Wy już wiecie o co chodzi, prawda? Tak, dokładnie. I choć niby to wszystkie wiemy, to myślę, że nie zaszkodzi sobie od czasu do czasu powiedzieć, że idealne życie nie istnieje - i co ważniejsze: nie jest zupełnie potrzebne do tego, żebyśmy mogły czuć się szczęśliwe i spełnione. To czego potrzebujemy, to życie prawdziwe, bez filtra i porównywania się - za to pełne czułości, cierpliwości i zrozumienia. Dla siebie i innych.



/1. Są takie dni, że gdyby mój mąż nie robił nam posiłków, chodziłabym wiecznie głodna. / 2. Lubię makijaż, ale tak naprawdę częściej chodzę sauté. / 3. W wymagające dni bez chałki nie da rady. / 4. Moje "zrobione" paznokcie przez większość sierpnia. / 5. Moje "uporządkowane" stanowisko pracy, które na dzień robienia tego zdjęcia, było najczystszym fragmentem mieszkania. / 6. Ale że co, Wasza kuchnia tak nie wygląda, po gotowaniu? ;) /


Mam oczywiście kilka swoich niezawodnych sposobów, które znacznie ułatwiają mi codzienne życie - i bez których w zasadzie sobie już tego życia chyba nie wyobrażam (a już na pewno nie wyobrażam sobie robić w nim tyle różnych rzeczy). Częściowo się nimi z Wami podzielę, podczas najbliższego wrześniowego wyzwania (które notabene rusza już 1 września - w tym roku tak się fajnie złożyło, że to akurat poniedziałek :)) Sporo z Was się na nie zapisało i bardzo mnie to cieszy! Mam nadzieję, że przygotowane materiały okażą się dla Was pomocne i zainspirują Was do działania - to sprawdzone rady, z których sama na co dzień korzystam, a które wypracowywałam przez kilka lat. Teraz chcę zrobić z nich użytek, bo skoro u mnie się sprawdziły, to dlaczego miałabym trzymać je tylko dla siebie?


/1. Ok, ale najpierw kawa. Ja polecam - nie w ramach współpracy, tylko szczerości. /2. Rozplanowanie dnia to od wielu, wielu lat mój sposób na lepszą organizację i mniejsze przepalanie czasu. Banał, a jednak z moich obserwacji wynika, że wcale niewiele z nas planuje. /3. Fundament wszystkiego. Chociaż krótką modlitwą staram się zaczynać każdy dzień, dzięki temu po prostu dużo lepiej go przeżywam./




JEŚLI CHCESZ SZCZĘŚLIWEJ CODZIENNOŚCI, ZATROSZCZ SIĘ O DROBNE RADOŚCI

Tym pięknie zrymowanym hasłem mogłabym już właściwie zakończyć ten akapit, bo co tu więcej rozwijać? To najprawdziwsza prawda. Wiem, że wszystkie słyszałyśmy już to milion razy. Nie wiem jak u Was, ale u mnie dopiero za milion-pierwszym podziałało - dokładnie wtedy, kiedy zdałam sobie sprawę, że od samego słuchania, czytania, czy oglądania motywacyjnych rolek nic się nie zmieni i czas zakasać rękawy... a potem uzbroić się w morze cierpliwości. I tak każdego dnia :)



czekoladowe ciasto, arbuz, woda z miętą

/1. Świętujemy urodziny mojego brata. To czekoladowe ciasto, to był obłęd./



/1. Powinnam sprzątać, ale zamiast tego idę się zmierzyć ze swoim lękiem. Na szczęście obok mam wsparcie. A mój lęk, to... /2. Tor wyścigowy! /3. Tuż przed startem! /


dziewczyny leżące na materacu w białej i czarnej bluzce, śmiejące się

/1. Tuż po przeniesieniu tony rzeczy do nowego mieszkania siostry./




galeria obrazów rozsypana na podłodze

/1. Naprawdę się cieszę, kiedy znajduję to zdjęcie sprzed roku, bo to inspiruje mnie do stworzenia tego artykułu. /



/1,2. To był jeden z fajniejszych spacerów tego lata. Mam wrażenie, że wszystkie najważniejsze decyzje podjęliśmy z mężem podczas jakiś aktywności na dworze :) /




NIE WAŻNE GDZIE, WAŻNE Z KIM

W tym roku z różnych względów, nie mieliśmy zaplanowanych żadnych dłuższych wyjazdów i przyznam, że trochę mi tego brakowało, ale żywię nadzieję, że nadrobimy na jesień. Udało nam się jednak zorganizować urodzinowy wyjazd naszej najmłodszej siostry - i tym razem ponownie, tak jak rok temu, spędziliśmy kilka dni nad morzem. Tym razem padło na Trójmiasto. Nie będę ukrywać, że bardzo mi to było na rękę, bo od paru lat, mam jakiś szczególny sentyment do Sopotu - ok, wiem, że dla wielu ludzi jest on po prostu przereklamowany...ale cóż, ja się do nich po prostu nie zaliczam ;) Mam tam swoje miejsca i ulubioną knajpkę - i nawet spowszedniałe Molo wciąż mnie zachwyca. Staram się tam być chociaż raz w roku i przez parę dni wczuć się w tamtejszy klimat, który z jakiś niewyjaśnionych powodów bardzo lubię. A czasami, to nawet - ku przerażeniu mojego męża, myślę, że mogłabym tam zamieszkać, ale ciiii! ;)



/1. Jak się człowiek pakuje na ostatnią chwilę, to potem zostaje modlitwa w samochodzie ;) /2. Zwiedzanie rozpoczynamy od Katedry Oliwskiej w Gdańsku./



Jeżeli nigdy nie miałyście okazji być w Katedrze Oliwskiej w Gdańsku i posłuchać koncertu organowego, to... szczerze Wam polecam. Ja co prawda zagorzałą fanką organów nie jestem (w przeciwieństwie do mojego męża), ale muszę przyznać, że to było naprawdę piękne przeżycie. Koncert jest krótki, bo trwa około 20 minut, ale w zupełności wystarczy, żeby poczuć moc tego niezwykłego instrumentu, którego początki sięgają XVIII wieku (organy były wielokrotnie modyfikowane). No i jest to zupełnie darmowe! Prezentacje organów oliwskich odbywają się przez cały rok, warto tylko wcześniej sprawdzić harmonogram, bo ten zmienia się z miesiąca na miesiąc. Podczas koncertu większość ludzi siedzi w ławkach, ale można też przespacerować się powolnym krokiem po Katedrze (co nie omieszkałam uczynić), podziwiając jej kunsztowną architekturę - a wszystko to przy akompaniamencie przepięknej muzyki (m.in. wszystkim znany "Gabriel's oboe - E. Morricone, czy Toccatę d-moll J. S. Bacha).



/1. Podczas prezentacji, większość ludzi siedzi w ławkach, ale nie jest to jakąś odgórną zasadą./2,3. Żadne zdjęcie nie odda tych niesamowitych detali i szczegółów. /4. W takim spacerowaniu przy muzyce, jest coś niezwykłego. /5. Kto też kocha takie czarno - białe posadzki? /6. Detal. /7,8. Muzyka naprawdę sprzyja głębszej kontemplacji: coś podobnego widziałaś już wiele razy, ale zdajesz sobie sprawę, że tym razem widzisz coś więcej./


Następnego dnia wyruszyliśmy na podbój jednego z najpopularniejszych i najbardziej reprezentacyjnych zabytków w Gdańsku, czyli do Dworu Artusa, znajdującego się przy tzw. Trakcie Królewskim. Dawniej - miejsce spotkań, handlu i centrum życia towarzyskiego, wzniesione w latach 1348-1350, dziś - upamiętniające tamtejsze czasy, naprawdę ciekawe Muzeum. Tu rozdzieliliśmy się na 2 obozy, czyli grupę, która była mądra i wzięła audio-przewodnika, oraz drugą grupę, która tego nie zrobiła, a potem żałowała (zgadnijcie w której grupie byłam ;)). Muzeum nie jest wielkie, ale ilość eksponatów jest spora - czego nie można powiedzieć o informacjach znajdujących się na tabliczkach (stąd te jęki na temat audio - przewodnika). Jeżeli będziecie więc planować odwiedziny tego miejsca, to naprawdę nie popełniajcie mojego błędu i weźcie te przeklęte słuchawki (nawet jeśli tak jak ja za nimi nie przepadacie) - dowiecie się znaczenie więcej ciekawostek i nie będziecie musiały co chwilę drażnić męża, zadając mu masę pytań, zaczynających się od "dlaczego...", ewentualnie "co to"?


/1. W Muzeum znajduje się najwyższy w Europie piec kaflowy, który mierzy ponad 10m wysokości i jest ozdobiony 520 bogato zdobionymi kafelkami. /2. Nie widać tego na zdjęciu, ale takich kafelków były dziesiątki (a może setki?) i uwierzcie - każdy był inny! /3. Takich "dryfujących" pod sufitem statków było wiele, a co jeden, to piękniejszy. /4. Te schody! /5. Obrazy były piękne, ale brawo za tę kobaltową ścianę - dzieła prezentowały się na niej wyjątkowo elegancko.. /6. A ten bym wzięła do domu!



Jedną z moich ulubionych rzeczy (zaraz po jedzeniu gofrów oczywiście), które zawsze robię nad morzem, są długie, niespieszne i oczywiście bose spacery po plaży . W tym roku przez wzgląd na deszcz i chłód, trochę tego zabrakło, ale nadrobiliśmy wieczorną przechadzką po Gdyni (swoją drogą był to mój pierwszy spacer tutaj). A ostatniego dnia postanowiliśmy wreszcie odwiedzić Sopot - i ku naszej uciesze, był to pierwszy (i ostatni) dzień, w którym pogoda nam dopisała :) Wiatr co prawda nas nie oszczędzał, ale zrekompensowała nam to spora dawka słońca i plażowych wygłupów :)



promenada w Gdyni

/1. Ten magiczny moment, kiedy zaczyna się ściemniać...



promenada w Gdyni

...i za chwilę widzisz to./



/1. Sopockie kamienice są naprawdę wyjątkowe. /2. Pierwszy wieczór spędzamy w hotelu i słuchając relaksującego jazzu, granego na żywo, oglądamy album z zeszłorocznymi zdjęciami. /3. "Jak myślisz, który się mamie spodoba"? /4. Tak jak nie przepadam za pozowanymi zdjęciami, tak to wyszło naprawdę ładnie (dziękuję braciszku!)./



Pobyt w Sopocie rozpoczęliśmy jednak tradycyjnie od buszowania po targowisku z książkami (musicie wiedzieć, że ja nie uznaję wyjazdów nad morze bez tego - co strasznie bawi mojego szwagra ;)). Ja przepadłam oczywiście przy stoisku z książkami dla dzieci - odkąd pamiętam, mam do nich ogromny sentyment. Marzy mi się stworzenie swojej własnej, niepowtarzalnej biblioteczki, w której miałabym wszystkie drogie mi tytuły. Część już mam :)


/1. W książkach dla dzieci jest ten rodzaj magii, która rozczula mnie najbardziej. /2. A te propozycje od Wydawnictwa ZAKAMARKI wydają mi się bardzo interesujące: w środku książeczek znajdują się różne pytania (i te głębsze i te lżejsze), a zamysł jest taki, żeby każdy z rodziców zapisał odpowiedź i tym samym stworzył swoją własną książkę - pamiętnik :)/


/1. Ach, gdyby był czerwony... a może jednak niebieski? /2. "pomoczyłaś spodnie"? /3. Kiedy nie przepadasz za bitą śmietaną i całe życie głowisz się, jak jeść gofra z owocami tak, żeby nie spadały. /4. Za 3839 nakłanianiem w końcu spojrzał ;) /



dziewczyna na plaży w Sopocie w dżinsach w swetrze w marynarskie paski

/1. "Poczekaj, chyba widzę miejscówkę dla nas"!/


/1,2. Najpierw ja odkryłam, że woda w Bałtyku jednak zimna... a potem odkryła to ze mną moja siostra ;)/


dziewczyna idąca po plaży w dżinsach i swetrze w paski

/1. "no dobra, nie jest tak źle..."/


dziewczyna siedzi na plecach chłopaka na plaży, widać morze

/1. Co roku nie mogę się nadziwić jak ona rośnie. Dobra, wiem, że zajechałam teraz "starą ciotką". A może starą siostrą? ;) /



Choć nasze nadmorskie wakacje trwały tylko 3 dni, udało mi się naładować akumulatory do pełna, a kolaż tych kilku zdjęć jest dla mnie niczym dodatkowy zapas baterii :) Na zakończenie tego pierwszego artykułu z cyklu "Migawek..." (mam nieodparte wrażenie, że będzie to Wasza ulubiona seria :)), pozostawiam Wam 2 zdjęcia - chyba moje ulubione z tegorocznego wyjazdu. No i oczywiście ogromnie dziękuję (i gratuluję!!!), jeśli dotrwałyście do końca!



małżeństwo stojące na plaży, w tle widać morze

rodzina robi zdjęcie na plaży w tle widać morze





***

1 komentarz


Gość
31 sie

Super zdjęcia. 👍I racja.... Nie trzeba wakacji na Malediwach w wypasionym hotelu żeby podładować akumulatory. Ważne z kim i jak spędza się czas 👏

Polub
bottom of page